Kliknij tutaj --> 🪅 dzieje polaków w bośni
Jeśli chcesz odkryć stanowiska archeologiczne i antropologiczne z ważnymi warstwami historycznymi, a szukasz prawdziwie autentycznego celu podróży, jesteś na prawej stronie. W południowej Bośni i Hercegowinie, bardzo blisko wybrzeża Adriatyku, uroczy klejnot Stolac popiersia w starożytnym dziedzictwie kulturowym i różnorodności ekologicznej. Od Jaskini Badanj (14.000 p.n.e.) i
W oczach Polaków kadłubowe państwo utworzone w roku 1807 było tylko etapem na drodze do o wiele ambitniejszego celu. Akty prawne w Księstwie Warszawskim były wydawane po polsku, prawo stanowili Polacy, wojsko było polskie, edukację prowadzono w mowie ojczystej, nastąpiło odrodzenie rodzimej kultury.
Jarzyny i buraki, 4 dkg masła, 1 cebula, 14 litra kwasu burakowego, głowa z ryby, 4 dkg grzybów, 14 łyżki soli, solony koper i ząb czosnku. Barszcz wigilijny według tradycji powinien być
Polskim pilotom z Dywizjonu 303 w ciagu szesciu tygodni walk zaliczono 126. pewnych zestrzelen, czyli dwa razy wiecej niz jakiemukolwiek dywizjonowi. brytyjskiemu. Z dnia na dzien stali sie bozyszczami Anglii." ~~~~~~~~~~. Niepotrzebni bohaterowie. Lynne Olson, Stanley Cloud, rozmawial Pawel Wronski 12-11-2004 , ostatnia.
Oraz warty odwiedzenia. Tak po prostu. W dzisiejszym wpisie postaram się wymienić główne atrakcje Bośni i Hercegowiny. Zarówno te stworzone przez człowieka, czyli miasta, mosty, twierdze, zamki i inne zabytki, jak i przez przyrodę. Oprócz tego podrzucę informacje praktyczne, czyli wszystko, co warto wiedzieć przed podróżą.
Site De Rencontre Pour Motard Gratuit. Według Rona Turnbulla, który latami badał zbrodnie wojenne w byłej Jugosławii, nawet w przypadku masowej egzekucji należy zebrać ślady z każdego ciałaZbrodnie wojenne popełniane są często pod wpływem alkoholu i innych używek. Jest to tym większy problem w armii, której żołnierzom brakuje wyszkolenia i dyscyplinySprawcy, będąc często pod wpływem używek, nie próbują nawet zacierać śladów. Niski poziom wyszkolenia oraz nietrzeźwość oprawców powodują, iż niejednokrotnie egzekucje są tylko częściowo udane, a ci, którzy przeżyli, stają się świadkami w sprawachEksperci badający zbrodnie wojenne zdają sobie sprawę z tego, że przed sądem stawia się zazwyczaj tych, którzy wydają rozkazy. Niemniej każdy specjalista ma też pewną nadzieję na odnalezienie ludzi, którzy faktycznie pociągnęli za spust. W byłej Jugosławii zdarzały się przypadki identyfikacji takich osóbWedług Rona Turnbulla wpływ na zachowanie Rosjan w Ukrainie ma też fakt, iż rosyjskim żołnierzom wpaja się, że Ukraińcy są kimś mniej niż ludźmiInformacje na temat obrony Ukrainy możesz śledzić całą dobę w naszej RELACJI NA ŻYWOWięcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu. Jeśli nie chcesz przegapić żadnych istotnych wiadomości — zapisz się na nasz newsletterTomasz Awłasewicz, Onet: Znaczną część swojej kariery spędził pan, badając zbrodnie wojenne. W jakich okolicznościach detektyw z wydziału zabójstw londyńskiej policji otrzymał rozkaz poprowadzenia śledztw w byłej Jugosławii? Ron Turnbull*: Jako detektyw pracowałem w różnych wydziałach. Przez wiele lat, chociażby w "The Flying Squad", czyli elitarnej komórce Scotland Yardu (londyńskiej Metropolitalnej Służby Policyjnej — przyp. red.). W pewnym momencie, wraz z garstką innych policjantów, otrzymałem rozkaz przejścia do wydziału, którego zadaniem było zjawianie się w miejscu, gdzie potencjalnie doszło do morderstwa — 24 godz. na dobę, siedem dni w tygodniu, na terenie całego Londynu. Tam, w pierwszej kolejności, mieliśmy stwierdzić, czy doszło do morderstwa, czy przykładowo do samobójstwa. Jeśli potwierdziliśmy, że mamy do czynienia z przestępstwem – przejmowaliśmy kontrolę nad miejscem zbrodni, organizowaliśmy pracę ekspertów, byliśmy obecni w trakcie sekcji zwłok, utrzymywaliśmy odpowiednie kontakty ze specjalistami i tak z naszych zaufanych kontaktów był londyński patolog sądowy, który jednocześnie doradzał brytyjskiej armii i w 1996 r. spędził z nią trochę czasu w Bośni. Wraz z szeregiem innych ekspertów pochylał się tam nad ciałami ofiar, które znajdywane były w masowych grobach i wraz z kolegami i koleżankami uznał, że sekcje zwłok to nie wszystko i potrzeba im ludzi, którzy będą w stanie zabezpieczyć dowody. Dowiedziałem się o tym i uznałem, że spytam mojego przełożonego, czy istniałaby możliwość, abyśmy my wypełnili tę lukę. Pomysł był jak najbardziej wykonalny, ponieważ policjanci Scotland Yardu, jak i innych służb z całego świata, byli i nadal są delegowani do pomocy w innych krajach. Mój szef także nie miał nic funkcjonariuszy Scotland Yardu wyjechało do Bośni?Ze Scotland Yardu tylko ja, ale przybyło tam też dwóch kolegów z innych krajów – Amerykanin oraz Holender, który był fotografem kryminalistycznym. Musieliśmy pracować w sposób akceptowalny dla Organizacji Narodów Zjednoczonych, akceptowalny dla europejskich sądów, co początkowo wcale nie było takie oczywiste, ponieważ działania w Bośni organizowane były przez amerykańską organizację non-profit o nazwie Physicians for Human Rights. Siłą rzeczy sprawy prowadzono więc w sposób, który satysfakcjonowałby amerykańskie sądy, a to nie zawsze pokrywało się z tym, co potrzebne było w sądach więc wprowadzić wiele zmian i to szczęśliwie się udało. Spędziłem tam parę miesięcy i to były moje pierwsze kroki, jeśli chodzi o zbieranie dowodów zbrodni wojennych. Po powrocie wróciłem do wydziału zabójstw w Londynie, ale na przestrzeni następnych dwóch, czy trzech lat wielokrotnie wzywany byłem do Bośni, aby szkolić innych specjalistów i doradzać przy różnych śledztwach. W 1999 r. rozpoczął się natomiast kolejny rozdział tej część artykułu pod materiałem wideoJak się domyślam, związany z obecnością wojsk NATO w Kosowie?Tak. ONZ miało tam swoich ekspertów, którzy prowadzili dochodzenia, odwiedzali miejsca masowych egzekucji, zbierali zeznania od różnych świadków, członków rodzin zabitych, a nawet od tych, którzy wyszli cało z takich masowych egzekucji, co przecież też się zdarzało. Jednak ONZ nadal potrzebowało ekspertów, którzy zajmą się zabezpieczaniem dowodów. Zatem brytyjski rząd, bardzo słusznie, postanowił stworzyć własną grupę fachowców, którzy pomogą. A konkretniej do utworzenia takowej grupy wyznaczono mnie oraz ówczesnego szefa wydziału antyterrorystycznego w Scotland nam się zebrać szereg kompetentnych ludzi i w 1999 r. udaliśmy się do Kosowa. To byli detektywi, patolodzy, fotografowie i nie tylko. Pracowaliśmy tam przez sześć miesięcy, wróciliśmy do domu, po czym w 2000 r. brytyjski rząd wysłał nas tam ponownie, abyśmy podomykali sprawy, które tego wymagały. W 2002 r. miałem już wystarczająco dużo lat służby za sobą, że mogłem przejść na emeryturę i wówczas otrzymałem propozycję pracy od ONZ, a konkretniej od Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii z siedzibą w Hadze. I tak na sześć lat trafiłem do Holandii, gdzie pomagałem przy procesach takich dżentelmenów jak, chociażby Slobodan wpajano, że ludzie, których mają zabić to nic więcej jak karaluchyNiezależnie od tego, gdzie wybucha wojna i niezależnie od tego, kto jest stroną konfliktu – zawsze spodziewać się można ofiar wśród cywilów i nigdy nie można wykluczyć, że wśród żołnierzy będą "czarne owce". Mimo to niewielu spodziewało się aż tak drastycznych doniesień z Ukrainy. Czy pan był wśród tych, których nie zaskoczyły informacje o okropieństwach, których dopuszczają się Rosjanie?Ja i moi koledzy po fachu spodziewaliśmy się takiego rozwoju wydarzeń od pierwszych chwil. Stalin to robił. Hitler to robił. Milošević to robił. Wszyscy używali tych samych metod, wszyscy używali takich samych ludzi do wykonywania rozkazów i teraz to samo robi Putin. Historia się powtarza, wszystko po staremu, tyle że mi nadal trudno jest uwierzyć, że to dzieje się pod naszym nosem. Ukraina to nie jest drugi koniec świata – my mówimy o terenach, na które pan w mgnieniu oka dojechać może sobie samochodem. Rozumiem, historia się powtarza, więc może faktycznie nie powinno nas to aż tak zaskakiwać. Jednak mówimy o morderstwach, gwałtach na dorosłych i dzieciach. To szokujące. Większość ze sprawców parę miesięcy temu miała normalne życie i niewykluczone, że wielu z nich nigdy nie popełniło żadnego przestępstwa. Dlaczego nagle, w warunkach wojennych, okazują się potworami?W przypadku Rosjan jest to pewien schemat, który znów się powtarza. To po prostu żołnierze niezdyscyplinowani i nie bez powodu od lat cieszą się złą reputacją. Zresztą na własne oczy widziałem, jak oni pracują, ponieważ rosyjscy spadochroniarze, mimo że są to przecież siły spoza NATO, chroniły mnie i moich kolegów oraz koleżanki, gdy zabezpieczaliśmy dowody w masowym grobie na terenie Republiki Serbskiej. Zazwyczaj towarzyszyli nam żołnierze wojsk NATO, więc mieliśmy porównanie i nie da się ukryć, że różnica była pokazuje, że Rosjanie mają problem z pijaństwem. Ich wyszkolenie, nastawienie, zachowanie odbiegało bardzo od standardów. Do Ukrainy trafili żołnierze, którzy w ogóle nie spodziewali się, że kiedykolwiek wyruszą na wojnę, a już na pewno nie, że teraz. Ponadto trzeba też mieć na uwadze to, co jest im wpajane i w rezultacie – w jaki sposób oni patrzą na Ukraińców. Rosyjski atak rakietowy pod Odessą. Zginęło w nim 19 cywilów - PAP/EPA/STRJak na podludzi?Z tego, co słyszałem, Rosjanie używają nawet wyrażenia "karaluchy". To znana metoda. Lata temu byłem w Rwandzie, gdzie dzieliłem się doświadczeniami z ludźmi badającymi tamtejsze zbrodnie. Oni mówili, że sprawcom wpajano, że ludzie, których mają zabić to nic więcej jak właśnie karaluchy. A dziś rosyjskim żołnierzom wmawia się, że pozbawianie Ukraińców życia to nie do końca to samo co zabijanie, bo Ukraińcy to co, jeśli nie zabijanie? Usuwanie szkodników?Tak, usuwanie szkodników, które stanęły na ich drodze. Dodatkowo ci zwyczajni żołnierze szukają rozrywki. Jak mówiłem — są źle przygotowani do służby, nie mają nawet wystarczającego wyposażenia, panuje tam chaos, oni chcą się rozerwać. Każdy człowiek w swoim życiu szuka rozrywki, tyle że szczęśliwie większość z nas chce tylko jej normalnych, zdrowych form. Rosjanie w Ukrainie piją i stawiają na tę chorą były bezbronne. CałkowicieSądzi pan, że znaczącą rolę odgrywa tu alkohol, tudzież inne używki?Zdecydowanie tak. W byłej Jugosławii tak było i teraz z pewnością też tak jest. Podczas dochodzeń prowadzonych przeze mnie świadkowie, w tym ludzie, którzy przeżyli rozstrzelanie i spędzili w masowych grobach wiele godzin, udając, że są nieżywi, powtarzali to samo – że ich oprawcy zdecydowanie byli pod wpływem różnych substancji. A po wszystkim chodzili wokół, robili sobie żarty, bełkotali coś, urządzali imprezy. Wśród tych żołnierzy, przy czym nazwanie wielu z nich żołnierzami to jakieś nieporozumienie, byli psychopaci wyciągnięci z więzień, czy też szpitali psychiatrycznych. Dostawali carte blanche, robili, co chcieli, a tym bardziej nikt nie kontrolował ich w czasie wolnym. Zabawiać się mogli dowolnie – to, czy robili to, pijąc, czy też gwałcąc, zależało wyłącznie od były najgorsze okropieństwa, które widział pan podczas lat pracy?Oczywiście niestety typowe dla takich miejsc – przykre sceny, czyli chociażby ofiary z zawiązanymi oczami. Niekiedy były to zwłoki z wieloma otworami po kulach w tyle głowy. Swoją drogą stanowiło to kolejny dowód na to, iż oprawcami byli pijani amatorzy. Szczęśliwie brak wyszkolenia u tych żołnierzy pozwolił niejednej osobie wyjść cało z egzekucji, ale większość nie miała takiego szczęścia. Na własne oczy widziałem swego rodzaju obóz koncentracyjny w byłej Jugosławii, gdzie ofiary wiązane były drutem kolczastym. Więźniowie ewidentnie nie byli w stanie nawet podnieść się z ziemi, a co dopiero walczyć, czy w jakikolwiek sposób się opierać. Byli bezbronni, każdej ofierze przyjrzeć się osobno, by adwokaci zbrodniarzy nie mówili, że nie ma dowoduZjawiając się na miejscu zbrodni w Londynie, z pewnością robił pan wszystko, aby nie pominąć żadnego szczegółu — aby każdy, nawet najmniejszy włos trafił do laboratorium. Czy śledczy badający przypadki zbrodni wojennych, zjawiający się często w miejscach, w których znajdują się zwłoki wielu ludzi, muszą iść na jakiś kompromis przy zabezpieczaniu śladów? Pamiętam, co powiedział nam pewien amerykański patolog, gdy przygotowywaliśmy się do rozpoczęcia prac w byłej Jugosławii. Stwierdził on, że powinniśmy ustalić sobie z góry, jakiej liczbie ciał w każdym miejscu zbrodni chcemy się przyjrzeć i skupiać się na ludziach, którzy mieli zasłonięte oczy, związane ręce lub też w inny sposób wyglądali na typowe ofiary egzekucji. Nie wszyscy podzielali opinię Amerykanina i podnosili argument, że przecież na miejscu zbrodni mogły być równie dobrze nawet osoby, które dostały zawału serca, albo udusiły się przygniecione przez martwych wokół. Uznaliśmy, że musimy każdemu po kolei przyjrzeć się osobno, bo inaczej adwokaci zbrodniarzy będą później mówić, że nie ma dowodu na to, że X lub Y został faktycznie zabity przez kogoś. A wówczas cała strategia, cały akt oskarżenia potencjalnie posypie nam się jak zbieraliśmy ślady u każdego, pobieraliśmy nawet próbki DNA, mimo że były to dopiero początki tego typu badań kryminalistycznych. Niektóre ciała dostarczały nam dużo dowodów, niektóre mniej. Idealny scenariusz, który często się sprawdzał, zakładał, że z samego ciała pobierzemy szereg próbek, dalej przeszukamy dokładnie ubranie w poszukiwaniu przedmiotów, które mogłyby nam pozwolić na identyfikację zwłok, niekiedy zabezpieczaliśmy też pociski, które wyleciały z rany i znajdowały się w ubraniu. Niestety, zdarzały się przypadki grobów, gdzie znajdowaliśmy zwłoki bez kończyn i zwłoki nagie i to warunkowało ilość materiału dowodowego, który mogliśmy że pana ukraińscy koledzy po fachu obecnie mogą pod wieloma względami mieć jeszcze o wiele trudniejsze zadanie. Przecież prowadzą swoje działania na terenie, na którym bliżej lub dalej toczą się walki, w stresie, myśląc o tym, że na froncie giną członkowie ich rodzin i przyjaciele. Domyślam się, że pan swoją pracę wykonywał w bardziej sprzyjających na którym pracowałem, teoretycznie był nadal uznawany za strefę wojenną, jednak faktycznie nic poważnego się tam nie działo. Dodatkowo byliśmy przecież ochraniani przez wojska NATO, czy też, jak już wspominałem, przez Rosjan. Wierzę, że w Hadze obmyślony zostanie plan pomocy Ukrainie i gdy będzie już bezpiecznie, do miejsc zbrodni dotrą specjaliści z różnych krajów. Do tamtej pory Ukraińcy będą musieli pracować sami, jednak sądzę, że doskonale będą sobie radzić. W Bośni i Kosowie nie było żadnej formacji, którą my uznalibyśmy za godną zaufania policję, dlatego tam przyjechać musieliśmy my. W Ukrainie sytuacja wygląda zupełnie inaczej, oni mają pełnoprawną policję, doskonałych ekspertów. Natomiast jestem pewien, że mogą natrafić na groby, których nie będą w stanie obejrzeć odpowiednio szybko – chociażby w sytuacji, gdy takowy znajdować się będzie w strefie zagrożonej atakiem Rosjan. Groby na cmentarzu w Mariupolu. To ofiary inwazji Rosji na Ukrainę - Stringer / AFPCo wówczas powinni zrobić?Taki teren powinno się po prostu w miarę możliwości ochraniać, do czasu, gdy eksperci będą mogli tam wrócić. Chciałbym też zwrócić uwagę na fakt, iż praca na miejscu zbrodni niekiedy utrudniona jest z zupełnie innych przyczyn. Utrudniają ją miejscowi i członkowie rodzin zmarłych?Dogadanie się z nimi, zdobycie zaufania – to priorytet. Niekiedy dochodzi niemal do rękoczynów – pamiętam, gdy ochraniający nas żołnierze kazali opuścić jedno z miejsc egzekucji, bo miejscowi byli tak bardzo przeciwni naszej obecności. Przed wyjazdem dokładnie wszystko wrócić tam, gdy uda się porozumieć z miejscowymi i przed rozpoczęciem prac potwierdzić, że nikt nic nie ruszał w miejscu zbrodni? Zgadza się – i to się udało. Tak więc bardzo istotne jest wsparcie ze strony rodzin i mieszkańców danej okolicy i nie mówimy tu tylko o samej ich aprobacie, ale też chęci złożenia zeznań. Ci ludzie często bali się mówić, zdarzało się, że sprawcami zbrodni były osoby, które osobiście znali. Jak to często bywa, wyzwaniem było także zebranie zeznań od ofiar gwałtów i członków ich rodzin. Ja nie nie zajmowałem się takimi dochodzeniami, ale wiem, że w grę wchodził tam przecież wstyd odczuwany przez ofiary i świadków, barierą stawał się też aspekt kulturowy. Zyskanie zaufania lokalnej społeczności było nieodzownym elementem naszej pracy. "Mam cichą nadzieję, że Putin ostatecznie stanie przed sądem"Podczas dochodzeń dotyczących morderstw w Londynie celem pana oraz pańskich koleżanek i kolegów było znalezienie konkretnego sprawcy, aresztowanie go i umożliwienie sądowi skazania go na karę wieloletniego więzienia. Z jakim nastawieniem na miejsce egzekucji przychodzą śledczy badający zbrodnie wojenne? Większość z nas miała już duże doświadczenie i zdawaliśmy sobie doskonale sprawę z tego, że znalezienie osób, które pociągnęły za spust i postawienie ich przed sądem, jest mało prawdopodobne. Wiedzieliśmy, że finalnie chodzić będzie o doprowadzenie do skazania tych, którzy wydawali rozkazy. Mówimy tu przecież o egzekucjach, w których niestety do grupy ofiar strzelała grupa pijanych żołnierzy. Trudno tu liczyć na odnalezienie sprawców. Jak wspominałem, zdarzały się pojedyncze przypadki, w których świadkowie zeznali, że strzelającym była osoba im znana – przykładowo lokalny policjant dysponujący bronią. Ale to stanowiło rzadkość i wiedzieliśmy, że ONZ tak naprawdę będzie celowało w tych, którzy byli na samej górze. Co nie zmienia faktu, że mieliśmy jakąś cichą nadzieję na znalezienie tych, którzy pociągali za spust. Na pewnym etapie naszych dochodzeń wysłaliśmy wszystkie znalezione pociski do FBI, na wypadek, gdyby w przyszłości udało się znaleźć jakąś broń, przypisać ją do konkretnej jednostki wojskowej. Wtedy moglibyśmy porównać pociski, które znaleziono na miejscu zbrodni z tymi, które specjaliści wystrzelą dla porównania z zabezpieczonego arsenału. Jestem pewien, że w Ukrainie będzie to funkcjonowało sprawcy zbrodni próbowali zacierać ślady? Albo pozostawiać po sobie takie ślady, które wskazywałyby na to, że sprawcą był ktoś zupełnie inny, inne wojsko?Wiemy, że zabójcy niejednokrotnie pozwalali ofiarom nawet wybrać miejsce, w którym zginą. Oprawcom było wszystko obojętne, czekali tylko na to, by móc się napić. To byli ludzie hańbiący zawód żołnierza, amatorzy pod wpływem najróżniejszych środków. Nie zacierali żadnych śladów, a nawet gdyby próbowali – wiadomo, jaki by był tego skutek. Jeśli chodzi o Ukrainę i działania Rosjan, to też wątpię, by się czymkolwiek przejmowali. Z tego, co wiem, nie chce im się nawet chować własnych ludzi, a co dopiero przejmować się tym, jak i gdzie pozostawią swoje jest pan zadowolony z tego, jakie rezultaty przyniosły pańskie działania na terenie byłej Jugosławii i jaki finał miały procesy w Hadze, na które pomógł pan dostarczyć dowody? Szczerze mówiąc, nie jestem zadowolony, te procesy trwały wyjątkowo długo i nie udało się pociągnąć do odpowiedzialności ludzi, którzy znajdowali się niżej w hierarchii. Oczywiście, od początku wiedzieliśmy, że będzie to trudne, ale mimo to mieliśmy nadzieję, że się uda. Na co w pańskiej opinii pozwolą dowody zebrane przez ekspertów w Ukrainie?Ich praca jest niezwykle ważna, ale czy wierzy pan, że do Moskwy trafią śledczy i prawnicy wyznaczeni przez ONZ? Czy sądzi pan, że Rosja wyda nam któregoś z przywódców tak, jak miało to przykładowo miejsce w przypadku Serbii? Niestety, szansa jest bardzo mała. Chociaż oczywiście mam cichą nadzieję, że Putin ostatecznie stanie przed sądem.*Ron Turnbull: wieloletni detektyw londyńskiego wydziału zabójstw, weteran Scotland Yardu. Od 1996 r., po 25 latach służby w policji, delegowany wielokrotnie do pomocy przy badaniu zbrodni wojennych na terenie byłej Jugosławii. W latach 2002-2008 zatrudniony w Międzynarodowym Trybunale Karnym dla byłej Jugosławii. Pomagał przy procesie Slobodana że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe utworzenia: 2 lipca 2022, 17:05Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.
14 października 2020, 15:08 Oglądasz Bośnia i Hercegowina - PolskaBośnia i Hercegowina - PolskaBośnia i Hercegowina - więcej wideo »Jerzy Brzęczek po meczu z Bośnią i Hercegwiną Video: tvn24 Jerzy Brzęczek po meczu z Bośnią i Hercegwiną - To był dobry mecz w naszym wykonaniu. Nie uważam jednak, że najlepszy. Musimy pamiętać, że przeciwnik od 15 minuty miał jednego zawodnika mniej i to miało wpływ – powiedział po wygranym 3:0 (2:0) meczu piłkarskiej Ligi Narodów z Bośnią i Hercegowiną selekcjoner reprezentacji Jerzy więcej wideo »Jerzy Brzęczek przed meczem z Bośnią Video: tvn24 Jerzy Brzęczek przed meczem z Bośnią- Jest zdecydowana poprawa, jeżeli chodzi o Roberta Lewandowskiego. Powinien być do dyspozycji - przekazał trener piłkarskiej reprezentacji Polski Jerzy Brzęczek na konferencji prasowej przed środowym meczem we Wrocławiu z Bośnią i Hercegowiną w Lidze więcej wideo »Reprezentacja Polski już we Wrocławiu Video: tvn24 Reprezentacja Polski już we WrocławiuWe wtorek piłkarska reprezentacja Polski pojawiła się we Wrocławiu, gdzie w środę rozegra mecz Ligi Narodów z Bosnią i więcej wideo »Jakub Moder po meczu z Włochami Video: tvn24 Jakub Moder po meczu z | Jakub Moder, pomocnik Lecha Poznań największym wygranym dwóch październikowych meczów reprezentacji Polski?zobacz więcej wideo »Brzęczek po meczu z Włochami Video: tvn24 Brzęczek po meczu z | Selekcjoner Jerzy Brzęczek był zadowolony z postawy polskich piłkarzy w zremisowanym 0:0 w Gdańsku meczu Ligi Narodów z Włochami. - Pozostał niedosyt, ale duże słowa uznania dla naszej drużyny za determinację, taktyczną mądrość i dobre ustawianie - ocenił więcej wideo »Trening reprezentacji Polski w Gdyni Video: tvn24 Trening reprezentacji Polski w | Trening reprezentacji Polski w Gdyni przed meczem z Włochami w Lidze więcej wideo »Robert Lewandowski: stękniłem się za kadrą Video: tvn24 Robert Lewandowski: stękniłem się za | Polacy w trzeciej i czwartej kolejce grupy A1 Ligi Narodów zagrają z Włochami w niedzielę w Gdańsku oraz z Bośnią i Hercegowiną w środę we więcej wideo »"Koronawirus? Musimy przestrzegać zasad" Video: tvn24 "Koronawirus? Musimy przestrzegać zasad" | Polacy w trzeciej i czwartej kolejce grupy A1 Ligi Narodów zagrają z Włochami w niedzielę w Gdańsku oraz z Bośnią i Hercegowiną w środę we więcej wideo »Lewandowski o swoim stanie zdrowia Video: tvn24 Lewandowski o swoim stanie zdrowia | Polacy w trzeciej i czwartej kolejce grupy A1 Ligi Narodów zagrają z Włochami w niedzielę w Gdańsku oraz z Bośnią i Hercegowiną w środę we więcej wideo »Lewandowski ćwiczył w czwartek z kolegami Video: tvn24 Lewandowski ćwiczył w czwartek z | Czwartkowy trening reprezentacji Polski odbywał się z kapitanem Robertem Lewandowskim. zobacz więcej wideo »Jerzy Brzęczek po spotkaniu z Finlandią Video: tvn24 Jerzy Brzęczek po spotkaniu z Finlandią I Selekcjoner Jerzy Brzęczek zadowolony i z wyniku, i z gry reprezentacji w meczu z Finlandią. zobacz więcej wideo »Kamil Grosicki po meczu z Finlandią Video: tvn24 Kamil Grosicki po meczu z | Kamil Grosicki, autor hat-tricka ocenia mecz z Finlandią. Polacy wygrali w Gdańsku 5:1. zobacz więcej wideo »Brzęczek o zakażonym Rybusie i meczu z Finlandią Video: tvn24 Brzęczek o zakażonym Rybusie i meczu z | Jerzy Brzęczek, selekcjoner reprezentacji wypowiedział się we wtorek na konferencji prasowej przed meczem z Finlandią. zobacz więcej wideo »Trening reprezentacji Finlandii przed meczem z Polską Video: tvn24 Trening reprezentacji Finlandii przed meczem z PolskąW kadrze reprezentacji Finlandii, która w środę zagra towarzysko w Gdańsku z Polską, możemy spodziewać się nowych twarzy. Trener rywali Biało-Czerwonych, podobnie jak Jerzy Brzęczek, chce wypróbować kilku mniej doświadczonych piłkarzy. - Przed nami trudny mecz, ale spodziewam się wyrównanej rywalizacji - powiedział Markku więcej wideo »Rzecznik PZPN o zakażonym koronawirusem Rybusu Video: tvn24 Rzecznik PZPN o zakażonym koronawirusem | Bez zakażonego koronawirusem Macieja Rybusa odbędzie się środowy mecz towarzyski reprezentacji Polski z Finlandią. - Był zaskoczony wynikiem. Na nic się nie uskarżał i był normalnie brany pod uwagę do dzisiejszego treningu - mówił w TVN24 rzecznik PZPN Jakub Kwiatkowski. zobacz więcej wideo »Ostatni trening reprezentacji Polski przed meczem z Finlandią Video: tvn24 Ostatni trening reprezentacji Polski przed meczem z | Kadrowicze po południu trenowali przed meczem z Finlandią na stadionie w Gdańsku. zobacz więcej wideo »Trening reprezentacji Polski w SopocieTrening reprezentacji Polski w SopocieTrening reprezentacji Polski w Sopociezobacz więcej wideo »Radosław Gilewicz o stanie zdrowia Piotra Zielińskiego i...Radosław Gilewicz o stanie zdrowia Piotra Zielińskiego i... Asystent selekcjonera reprezentacji Polski Radosław Gilewicz odpowiadał na pytania dotyczące stanu zdrowia Piotra Zielińskiego i Jerzego Brzęczka. Biało-Czerwoni w najbliższych dniach zagrają towarzysko z Finlandią, a później czekają ich mecze w ramach Ligi Narodów z Włochami oraz Bośnią i Hercegowiną. zobacz więcej wideo »Radosław Gilewicz o tym, kiedy do drużyny dołączy Wojciech...Radosław Gilewicz o tym, kiedy do drużyny dołączy Wojciech... Asystent selekcjonera reprezentacji Polski Radosław Gilewicz powiedział, kiedy do przebawającej na zgrupowaniu drużyny dołączy bramkarz Wojciech Szczęsny. Biało-Czerwoni w najbliższych dniach zagrają towarzysko z Finlandią, a później czekają ich mecze w ramach Ligi Narodów z Włochami oraz Bośnią i Hercegowiną. zobacz więcej wideo »Jakub Kwiatkowski o powrocie kibiców na trybuny Jakub Kwiatkowski o powrocie kibiców na trybuny Rzecznik prasowy PZPN Jakub Kwiatkowski ma nadzieję, że kibice pojawią się na najbliższych meczach reprezentacji Polski. Biało-Czerwoni w najbliższych dniach zagrają towarzysko z Finlandią, a później czekają ich mecze w ramach Ligi Narodów z Włochami oraz Bośnią i Hercegowiną. zobacz więcej wideo »Robert Lewandowski przyjechał na zgrupowanie reprezentacji Video: tvn24 Robert Lewandowski przyjechał na zgrupowanie I Robert Lewandowski przyjechał do Sopotu na zgrupowanie reprezentacji przed październikowymi więcej wideo »Mecz Polska-Bośnia będzie rewanżem za spotkanie we wrześniu Foto: | Video: PAP Polska reprezentacja rozegra kolejny mecz Ligi Narodów. Rywalem naszych piłkarzy będzie Bośnia i Hercegowina, z którą w pierwszym spotkaniu wygrali na wyjeździe 2:1 . Starcie 4. kolejki rozgrywek odbędzie się we Wrocławiu. Wynik i relacja na żywo z meczu Polska - Bośnia i Hercegowina w POLSKA - BOŚNIA I HERCEGOWINA. RELACJA NA ŻYWO W Polski. Kiedy gra nasza reprezentacja? Zobacz terminarz Ligi NarodówPolacy w drugim meczu z rzędu w Lidze Narodów wystąpią w roli gospodarzy. W poprzednich spotkaniach przegrali na wyjeździe z Holandią 0:1 i pokonali Bośnią i Hercegowinę na jej terenie 2: niedzielę Polska zremisowała 0:0 z Włochami w - Bośnia i Hercegowina. O której mecz?Mecz Polski może mieć spore znaczenie dla sytuacji w grupie. Ewentualne zwycięstwo może dać Biało-Czerwonym prowadzenie w tabeli, ale pod warunkiem, że tego dnia Włosi zremisują z nasza wygrana może sprawić, że szanse na wygranie grupy przez Bośniaków spadną do minimum. W tej chwili Polacy zajmują trzecie miejsce w tabeli Ligi Narodów z punktem straty do prowadzących Włochów. Nasi rywale mają ich tylko dwa i zamykają tabelę..Mecz Polska - Bośnia i Hercegowina (godzina odbędzie się we Wrocławiu, gdzie nasi zawodnicy przebywają od wtorku. Tego dnia przeprowadzili oficjalny trening poprzedzający środowy mecz Ligi Lewandowski zagra z Bośnią? Skład Polaków na meczW meczu z Włochami- liderem grupy - Polacy pokazali się z dobrej strony. Trener Jerzy Brzęczek był zadowolony z postawy swojej słowa wyróżnienia w naszej ekipie zasłużył zwłaszcza Jakub Lecha robi furorę podczas obecnego zgrupowania i raczej nie zabraknie go w konfrontacji z Bośnią i Hercegowiną. Dobre noty zebrali też inni młodzi reprezentanci. Jerzy Brzęczek zapowiedział, że dokona kilku roszad. Skład Polski na mecz z Bośnią tradycyjnie poznamy godzinę przed Robert Lewandowski zagra z Bośnią? Kibice zadają sobie to pytanie od kilku dni, martwiąc się o zdrowie naszego najlepszego zawodnika. Kontuzja Lewandowskiego, jakiej doznał w meczu z Włochami, wydaje się być niegroźna. We wtorek piłkarz trenował. Decyzja czy Lewandowski zagra z Bośnia ma zapaść w dniu Jest zdecydowana poprawa, jeżeli chodzi o Roberta Lewandowskiego. Powinien być do dyspozycji- przekazał we wtorek składu może wrócić pauzujący wcześniej za kartki Jan Bednarek, choć Sebastian Walukiewicz przeciwko Włochom spisał się bez zarzutu. Jaki jest przewidywany skład Polski na mecz z Bośnią? pokusił się owytypowanie i Hercegowina przed meczem z PolskąBośnia i Hercegowina przystąpi do spotkania z Polską po niedzielnym bezbramkowym remisie z Holandią w Zenicy w Lidze środowym meczu z Polską z zespołem pożegna się trener BiH Duszan Bajević. Stanie się tak, bo nie udało mu się zrealizować głównego celu, jakim był awans do mistrzostw Europy. Wśród następców wymieniany jest Mladen grup najwyższej dywizji wystąpią w turnieju finałowym (Final Four) w październiku 2021 r. Polska stara się o rolę jego gospodarza. Najgorsze zespoły spadną natomiast do dywizji ze spotkania w meczówPunktyZwycięstwaRemisyPorażkiBilans i Hercegowina620243:11Terminarz meczów Polaków w Lidze Narodów (wszystkie o godz. 20:45):4 września Amsterdam: Holandia - Polska 1:07 września Zenica: Bośnia i Hercegowina - Polska 1:211 października Gdańsk: Polska - Włochy 0:014 października Wrocław: Polska - Bośnia i Hercegowina15 listopada Rzym: Włochy - Polska18 listopada Chorzów: Polska - Holandia Autor: dasz, TG / Źródło: Zobacz równieżŚwiątek w dobrym stylu wróciła na kortEskorta myśliwców i tysiące kibiców. Duńczycy powitali swojego bohatera Jonas Vingegaard po triumfie w 109. edycji wyścigu Tour de France powrócił do ojczyzny. Sebastian Haller już po operacji guza Nowo pozyskany napastnik Borussii Dortmund będzie wyłączony z gry przez co najmniej dwa miesiące. Neymar stanie przed sądem. Prokuratura chce więzienia Proces dotyczyć będzie domniemanych nieprawidłowości przy jego transferze. Grupa Niewiadomej z wyjątkowym wsparciem od kierowcy Formuły 1 Valtteri Bottas pomaga Tiffany Cromwell. Na antenie Eurosportu trwa transmisja z czwartego etapu Tour de France Kobiet. "Będzie trudno dogonić Zmarzlika" Hans Nielsen przed Speedway of Nations. Znakomita oglądalność Tour de France w Eurosporcie Zakończona w niedzielę Wielka Pętla była wyjątkowa. Zmagania śledziło średnio 20 procent więcej fanów kolarstwa niż rok temu. Brązowe Polki na mistrzostwach świata Pierwszy start i od razu medal kajakarek górskich. Świątek wchodzi do gry. Polska środa na turnieju w Warszawie Wtorek pod znakiem deszczu, środa pod znakiem długo oczekiwanego hitu. Szczęsny "kazał" Lewandowskiemu nie strzelać Piłkarze reprezentacji Polski byli w doskonałych humorach po remisie Barcelony z Juventusem. Lewandowski "znów cierpiał" Hiszpańskie media oceniły drugi występ Polaka w barwach Barcelony. "To będą najciekawsze zawody w historii" Robert Lambert w rozmowie z przed Speedway of Nations 2022. SoN 2022. Kiedy zawody i gdzie transmisje? Tegoroczna impreza odbędzie się w duńskim Vojens w dniach 27-30 lipca. Kiedy półfinały oraz wielki finał? Gdzie oglądać transmisje? Cztery dni ścigania, piętnaście reprezentacji Cykl Speedway of Nations po raz piąty wyłoni najlepszą żużlową reprezentację świata. Transmisje w Eurosporcie Extra w Playerze. Kłopot z finałem Tour de France. Wszystkiemu winne igrzyska Prawdopodobnie zerwie z tradycją i zakończy się nie w Paryżu, a Nicei. Speedway of Nations na żywo w Eurosporcie Extra w Playerze Od 27 do 30 lipca użytkowników Eurosportu Extra w Playerze czekają cztery dni z żużlem na najwyższym poziomie.
- My tu czekamy tylko na śmierć. Staram się zaakceptować swój los. Czasem tylko zastanawiam się, dlaczego jesteśmy tu trzymani w gorszych warunkach niż zwierzęta. Ludzie walczą o jedzenie, o wodę. To jest piekło na ziemi - mówi Raid, Syryjczyk, którzy przebywa w obozie na Lesbos. Grecja zaczęła budowę muru wokół obozów dla uchodźców. Postanowiliśmy przypomnieć reportaż Agnieszki Zielonki o bardzo trudnej sytuacji ludzi w obozach, który powstał w kwietniu 2020 r.. Jeśli nie zgadzasz się na nieludzkie traktowanie, podpisz apel o zaprzestanie budowy muru na Avaaz. #stayhome – ten hasztag został użyty na Instagramie już prawie 20 milionów razy. Cały świat wprowadził samoizolację ze względu na epidemię koronawirusa COVID-19. Zamknęliśmy przestrzeń powietrzną, granice, miasta. Nie spotykamy się, nie dotykamy, odkażamy. Boimy. Podkreślamy wagę solidarności i odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale za bliskich, sąsiadów i nieznajomych. Walka z niewidocznym wirusem to dziś sprawa całego świata. Grecja Na greckiej wyspie Lesbos Raid, były konsultant ds. zdrowia w dużej spółce naftowej, organizuje samopomoc w swojej społeczności. Z powodu małej liczby personelu medycznego, niedofinansowania i braku artykułów higienicznych obawia się, że wybuch epidemii będzie poważnym zagrożeniem dla wszystkich mieszkańców. Postanowił nie czekać więc na pomoc rządową czy sektora publicznego , ale wziąć sprawy w swoje ręce. Brzmi jak scenariusz z każdego średniej wielkości miasta w Polsce? Podobnie. Różnica jest taka, że Raid jest Syryjczykiem, na Lesbos przypłynął trzy miesiące temu pontonem, ryzykując życie i wylądował w największym europejskim obozie dla uchodźców - Moria. Przeznaczony dla trzech tysięcy osób dziś jest domem dla 20 tysięcy. Uchodźcy z całego świata od lat mieszkają w przepełnionych namiotach, bez dostępu do wody i opieki medycznej. Czekają na rozpatrzenie procedur azylowych, które ciągną się latami lub planują nielegalną podróż dalej. Moria obóz dla uchodźców w Grecji Foto: Guy Smallman / Getty Images Moria obóz dla uchodźców w Grecji Foto: Nur Photo / Getty Images Już przed wybuchem epidemii sytuacja w obozach była dramatyczna Anna Pantelia z organizacji Lekarze Bez Granic podkreśla, że już przed wybuchem epidemii sytuacja w obozach była dramatyczna. „ W jednym namiocie mieszkają 3-4 rodziny. Jedyna forma prywatności to rozwieszenie koca między łóżkami. Korona to nie nasze pierwsze wyzwanie. Bardzo wiele dzieci ma świerzb. Matki myją je raz na 2-3 tygodnie, bo obawiają się hipotermii. Woda jest lodowata, maluch bardzo szybko się wychładza, a nie ma żadnego ogrzewania w obozie. W takich warunkach sanitarnych świerzb rozprzestrzenia się szybko. W leczeniu, poza maściami i lekami, ważne jest pranie wszystkiego, z czym chory miał kontakt w 60 stopniach. Nie muszę tłumaczyć, że nie ma takiej możliwości”. Po wybuchu epidemii COVID-19 rząd grecki zalecił przebywającym w obozie Moria zastosowanie się do ogólnoświatowych zasad bezpieczeństwa. - Jak zostać w domu, kiedy domem jest przepełniony namiot, dzielony z dwudziestoma osobami? - Jak myć często ręce, kiedy jeden kran przypada na 1300 osób, a i tak zazwyczaj nie ma w nim wody? - Jak unikać tłumu, kiedy po ciepły posiłek stoi się w kolejce trzy godziny, a do toalety godzinę? - Jak powiadomić lekarza o niepokojących objawach, kiedy jest czterech lekarzy na 20 tysięcy osób? Na te pytania musi odpowiadać też Raid, kiedy prowadzi działania Moria Corona Awarness Team. Organizacja została stworzona przez uchodźców dla uchodźców. Raid i inni, obecnie już blisko 90 osób, przy swoich ograniczonych możliwościach postanowili pomagać, jak tylko to możliwe. - Jedyne, co realnie możemy zrobić, to edukować. To ważne, bo duża część migrantów nie ma dostępu do internetu, nie wiedzą, co się dzieje i jakim zagrożeniem jest dla nas ten wirus. Z drugiej strony – wiem, że to niewiele, trzeba też konkretnych działań i procedur. Robimy, co możemy, wykorzystując to, co mamy. To lepsze niż nic - mówi. Omid z Afganistanu jest jego prawą ręką: - Jestem farmaceutą. Pomaganie innym to mój obowiązek. Wynika z wykształcenia, ale też z człowieczeństwa. Nie mamy wsparcia z zewnątrz, więc radzimy sobie sami. Nie myślę o efektach, tylko o kolejnych małych krokach. Rząd też nam trochę pomaga – zamknęli obóz i pilnują go w dzień i w nocy. Uważam, że to bardzo dobrze. Im mniej kontaktu uchodźcy będą mieć z innymi mieszkańcami wyspy, tym lepiej dla nas. W obozie Moria jeszcze nikt nie zachorował. Pojawiły się pierwsze zakażenia na wyspie. Dzieci uchodźców bawią się w obozie Foto: Guy Smallman / Getty Images Warunki w obozach są trudne do życia nawet bez pandemii Foto: Mustafa Ozturk/Anadolu Agency / Getty Images "Wojna w naszym kraju trwa już dziewięć lat. Nauczyliśmy się radzić sobie sami" W ciągu dwóch tygodni działalności Moria Corona Awarness Team wraz z lokalną organizacją Stand by me Lesvos zaprojektował, wydrukował i rozwiesił w obozie plakaty informacyjne w trzech językach, rozpoczął akcję szycia maseczek higienicznych, zorganizował zbiórkę i wywóz śmieci poza teren obozu, utworzył stacje do mycia rąk z mydłem i kontenerami z wodą przed głównym wejściem do obozu. Stworzył też paczki pomocowe dla najbiedniejszych mieszkańców wyspy. - Potrzebujemy pomocy i jesteśmy pełni nadziei, że ona nadejdzie. Ale jesteśmy też cierpliwi. Wojna w naszym kraju trwa już dziewięć lat. Nauczyliśmy się w tym czasie radzić sobie sami, improwizować i tworzyć coś z niczego - mówi Raid. Organizacja nie dostaje wsparcia rządowego. Rząd ma plany przeciwdziałania epidemii, ale jak mówią Lekarze bez Granic, są one nierealne. Jedynym rzeczywistym działaniem było ograniczenie kontaktów uchodźców z innymi mieszkańcami wyspy. Anna: - Widzimy, że rząd próbuje zamykać coraz więcej ludzi w i tak już przepełnionych obozach. Obawiamy się, że obecna sytuacja może być wykorzystana, żeby przetrzymywać ludzi bez przestrzegania podstawowych praw człowieka, co spowoduje jeszcze więcej problemów ze zdrowiem fizycznym i psychicznym. Zamknięcie obozów utrudni monitorowanie tego, co dzieje się wewnątrz. W Serbii i Bośni to już się dzieje. Ludzie są wyłapywani na ulicy i siłą umieszczani w obozach, które są zamknięte i chronione, bez możliwości wyjścia. Taka jest oficjalna polityka państwa. Boimy się, że podobny los spotka uchodźców w Grecji. Bośnia i Hercegowina Fahrudin Radončić, minister bezpieczeństwa Bośni i Hercegowiny uważa, że usunięcie uchodźców z przestrzeni publicznej jest priorytetem w walce z koronawirusem. „Kiedy mówiłem dwa miesiące temu, że problem uchodźców to nie kryzys humanitarny, ale kryzys bezpieczeństwa, to mnie wyszydzali. Spójrzmy na sytuację dziś – musimy zabrać ich z ulicy” – tłumaczył w rozmowie z "Deutsche Welle". Bośniackie władze zdecydowały, że uchodźcy mają całkowity zakaz przebywania poza ośrodkami recepcyjnymi. W praktyce oznacza to przymusowe wywożenie ludzi z opuszczonych budynków. Ali z Afganistanu całą zimę koczuje w opuszczonej fabryce na przedmieściach Bihacia. Choć jest zimno i wszystko muszą zorganizować sobie sami, woli to niż przepełniony obóz z chorobami, głodem, kradzieżami i ciągłym strachem o życie. Adil pochodzi z Pakistanu. W obozie Usziwak pod Sarajewem mieszka już prawie rok. Tydzień temu obóz oficjalnie zamknięto. - W obozie jest około 1000 osób (przystosowany dla 450). Codziennie przybywają nowi. Odkąd nie możemy nigdzie wychodzić, jest strasznie tłoczno. Ludzie śpią, plotkują albo czekają w kolejce po jedzenie – to nasze jedyne zajęcia. Jestem wolontariuszem, więc mam przepustkę na wyjście - 30 minut. Robię wtedy zakupy dla przyjaciół. Mamy zapewnione dwa posiłki dziennie, ale nie wystarcza ich dla wszystkich. Komu nie uda się załatwić jedzenia – głoduje - mówi. Uchodźca koczujący w Bośni Foto: Jana Cavojska/SOPA Images/LightRocket / Getty Images Afgańscy uchodźcy w bośniackim Vucjaku Foto: Jana Cavojska/SOPA Images/LightRocket / Getty Images Troska o drugiego człowieka Nie musi tak być. Boriczi to obóz prowadzony przez IOM, przeznaczony głównie dla rodzin i nieletnich bez opieki. Dyrektorką jest tu Natasza Żunić-Omerowić. Zna wszystkie rodziny, wszędzie jej pełno. Organizuje, tłumaczy, wysłuchuje. Podczas mojej wizyty w Bośni w grudniu to był jedyny obóz, w którym byłam, gdzie dało się wyczuć troskę o drugiego człowieka. Konsultacje psychologiczne, szkoła, rada mieszkańców. Dzwonię zapytać, jak wygląda rzeczywistość dziś. - Właśnie jesteśmy wszyscy w ogrodzie, bo jest obowiązkowe odkażanie. Tak co tydzień. Obóz jest zamknięty, ale wiadomo, że mamy nowe przyjęcia, ludzie wracają z „gry” (nielegalne przekraczanie granic). Dlatego wszystkie zewnętrzne baraki przerobiliśmy na izolatki. Odgrodziliśmy je płotem, żeby ci w kwarantannie mogli jednak wyjść na świeże powietrze, a nie mieli kontaktu z resztą. Trochę mało komfortowo, bo są na widoku całego obozu, no ale robimy, co możemy. W tym momencie mamy kilkanaście osób na kwarantannie, nikogo z potwierdzeniem zakażenia. Ponieważ obóz jest zamknięty Natasza, razem z włoską organizacją Ipsia zorganizowała zakupy dla mieszkańców. Dzięki temu oprócz posiłków zapewnionych przez ośrodek uchodźcy mogą spełnić swoje inne potrzeby i zachcianki. Co kilka dni wolontariusze zbierają listy zakupów, pieniądze i przynoszą produkty. Uchodźcy zaangażowali się też w szycie maseczek. Szyją je głównie dla siebie. - Było mi strasznie głupio, że my, kadra, chodzimy w maseczkach, podczas gdy dla mieszkańców nie ma. Ale udało się to rozwiązać - tłumaczy Natasza. Mimo obostrzeń i zakazów widzi dobre strony sytuacji. - Nie mamy żadnych wizyt, audytów ani kontroli i wreszcie mamy naprawdę czas, żeby pobyć wszyscy razem jako społeczność. Myślę, że to budujące doświadczenie. Natasza prowadzi obóz dla uchodźców w Boriczi Foto: Agnieszka Zielonka / Kolejka po ciepły posiłek. Obóz Usziwak, Bośnia i Hercegowina Foto: Agnieszka Zielonka / Vučjak, czyli Jungle Camp Boriczi to jednak wyspa na morzu przepełnionych namiotów, świerzbu, braku jedzenia. Miejsc w istniejących ośrodkach recepcyjnych brakuje, więc władze bośniackie postanowiły stworzyć nowy obóz dla prawie dwóch tysięcy uchodźców. Na lokalizację wybrano małą miejscowość Lipa, w kantonie Una-Sana, oddaloną od granicy chorwackiej o 25 kilometrów. Organizacją obozu zajmują się przedstawiciele władzy lokalnej. Dla każdego, kto śledzi sytuację uchodźców na Bałkanach, ten scenariusz brzmi znajomo. W czerwcu zeszłego roku Šuhret Fazlić, burmistrz Bichacia, stworzył obóz, do którego przetransportował uchodźców z centrum miasteczka, by nie psuli jego wizerunku. Powstał Vučjak. Daleko od centrum miasta, na starym wysypisku śmieci rozbito 80 wojskowych namiotów. Ci, którzy tam trafili, nie mogli liczyć na ciepły posiłek, toaletę czy nawet łóżko. Sytuacja była dramatyczna. Vučjak został zlikwidowany dopiero w grudniu, po pierwszym ataku zimy, kiedy zdjęcia wyziębionych ludzi w klapkach, palących śmieci w rozpadających się namiotach obiegły świat. Fazlić już wtedy mówił, że nikt nie ma planu na lokację uchodźców i jeżeli będzie trzeba, to wiosną, kiedy ruch się zwiększy, znowu zbuduje Vučjak. Widmo epidemii tylko przyspieszyło jego działania. Opuszczona cementownia, Bośnia i Hercegowina Foto: Agnieszka Zielonka / Przygotowanie posiłku, opuszczona cementownia, Bośnia i Hercegowina Foto: Agnieszka Zielonka / Simon Campbell z Border Violence Monitoring Network, organizacji raportującej o nadużyciach władzy na Bałkanach alarmuje, że mimo deklaracji burmistrza o podłączeniu oświetlenia i węzła sanitarnego na miejscu nowa lokalizacja do złudzenia przypomina niechlubny obóz. Szczere pole, oddalone o dziesiątki kilometrów od punktów usługowych, sklepów, a na nim białe, wojskowe namioty. Według burmistrza lada dzień do obozu mieli przyjechać pierwsi mieszkańcy. Plany pokrzyżowała pogoda – płócienne namioty nie wytrzymały ataku zimy – zawaliły się pod ciężarem śniegu. Otwarcie obozu przesunięto. Simon: - Po obozach już chodzi plotka, że tworzą nowy Jungle Camp (tak uchodźcy nazywali Vucjak - przyp.), wszyscy są przerażeni. Na razie pomysł jest taki, żeby umieścić tam ok. 2-3 tysięcy osób, które znajdują się poza obozami. Docelowo mówi się też o tym, że tam zostaną przeniesieni wszyscy uchodźcy, a pozostałe obozy zostaną zamknięte. Ale to wydaje mi się mało realne. Tak czy siak uważam, że zamknięcie tysięcy ludzi na małej przestrzeni, bez żadnego budynku do samoizolacji, bez dostępu do usług i sklepów będzie dla wszystkich dużo gorsze niż przystosowanie większej liczby mniejszych ośrodków do przyjęcia tych ludzi. Obóz Usziwak, Bośnia i Hercegowina Foto: Agnieszka Zielonka / Wnętrze obozu Usziwak, Bośnia i Hercegowina Foto: Agnieszka Zielonka / Oficjalnych informacji jest niewiele Nie wiadomo, kiedy obóz zostanie otwarty, kto zapewni opiekę medyczną. International Organization of Migration (IOM), które z ramienia Unii Europejskiej zarządza większością obozów w Bośni i Hercegowinie, nie będzie najprawdopodobniej zaangażowane w nowy obóz. Organizacja Border Violence Monitoring Network: - To rozgrywki polityczne. IOM od pół roku podkreśla, że ta lokalizacja jest nie do przyjęcia. Z drugiej strony obozy przez nich prowadzone mają niewiele lepsze warunki. W obliczu wirusa IOM zamyka wszystkie swoje obozy, zmuszając ludzi do siedzenia całymi dniami w przepełnionych obozach, bez zapewnienia miejsc do samoizolacji czy nawet posiłków i ciepłej wody. UNHCR, Caritas, Lekarze bez Granic i kilkadziesiąt innych organizacji pomocowych od miesiąca apelują do Unii Europejskiej o konieczności ewakuacji obozów w sytuacji pandemii. Aktywiści związani z Transbalkan Solidairty Group wysłali do przedstawicieli Unii Europejskiej list wzywający do solidarności „Nikt nie jest bezpieczny, dopóki wszyscy nie jesteśmy chronieni”. Raid w Grecji ratuje nie tylko społeczność, ale też siebie: - Staram się cały czas śmiać. Tak zapominam o tragediach, których byłem i jestem świadkiem. Ale czasem zdarza mi się zapłakać. Nie, nie... płaczę codziennie. My tu czekamy tylko na śmierć. Chcielibyśmy umrzeć w spokojnym miejscu, tylko tyle. Staram się zaakceptować swój los. Czasem tylko zastanawiam się, dlaczego jesteśmy tu trzymani w gorszych warunkach niż zwierzęta. Ludzie walczą o jedzenie, o wodę. To jest piekło na ziemi. Czekam na pomoc. Nie wiem skąd, ale jestem pełen nadziei, że nadejdzie. A w międzyczasie staramy się wyciągać pomocną dłoń do każdego, który jej potrzebuje. Pozostałości obozu Vucjak, Bośnia i Hercegowina Foto: Agnieszka Zielonka / Polska nie weźmie udziału w relokacji Mimo wysiłków Lekarzy bez Granic, oddziałów Corona Awarness Team i innych organizacji na początku kwietnia wirus dotarł do obozów w Grecji. Obecnie dwa są całkowicie zamknięte, dwutygodniową kwarantanną objęto ponad cztery tysiące osób. Grecki rząd obawia się, że jeżeli doszło do dalszych zakażeń, to sytuacja będzie niemożliwa do opanowania. By zmniejszyć przeludnienie, 600 osób z wysp zostało przeniesionych do ośrodka w Serres, w północnej Grecji. Burmistrz sąsiedniego miasteczka Leonidas Spyrou apeluje: „Do miejsca bez ogrzewania, ciepłej wody przywieziono uchodźców, w tym 50 dzieci – od miesięcznych niemowląt do czternastolatków. Temperatury w nocy spadają poniżej zera. Poszedłem tam wczoraj i zacząłem płakać. To nieludzkie miejsce. I nikt nie bierze za to odpowiedzialności”. Aegan Boat Report alarmuje, że podczas gdy cały świat zajął się walką z COVID-19, tylko w ciągu ostatnich dwóch tygodni rząd grecki nielegalnie wysyłał 169 uchodźców w łodziach ratunkowych z powrotem w kierunku Turcji. Komisja Europejska obiecała, że 1600 dzieci bez opieki z greckich obozów zostanie relokowanych do dziewięciu krajów Unii. Polska nie weźmie udziału w tej akcji. Zobacz także: 7 metrów pod ziemia - LECZENIE UCHODŹCÓW
Euro 2012 na moment skojarzyło Polskę i Ukrainę. Dwa kraje, które łączy i dzieli tysiąc lat historii – kulejące sąsiedztwo na kresach UE. Polski i ukraiński hymn łączy podobna niezgoda na smętną rzeczywistość i zapowiedź odegrania się na zaborcach. Ukraińcy śpiewają: „szczo ne wmerła Ukrajina”, a ich „krwawy bój” ma wyraźną geografię – od Sanu do Donu. My się utwierdzamy, że „jeszcze nie zginęła i siłą odbierzemy”, ale w geografii jesteśmy mniej wyraźni. Z ukraińskiej Wikipedii można wyczytać, że tysiąc lat temu Ruś Kijowska sięgała od Bałtyku do Morza Czarnego. Z polskiej, że niepodobna dowieść, aby wszystkie ziemie, w których Ruś odniosła zwycięstwa, zostały połączone w jedno państwo. Za to do polskiej legendy należy opowieść o Szczerbcu, mieczu koronacyjnym polskich królów, wykruszonym przez Bolesława Chrobrego na Złotej Bramie Kijowa. Tymczasem nikt nie może powiedzieć, że w tej części Europy to, co jego, to wyłącznie jego. Jesteśmy dziećmi wędrówek ludów, podbojów, zmian władzy, wiary, języka i granicznych kordonów. Do sąsiedzkich sporów, co jest czyje, przez dziesięć wieków włączali się także Waregowie, Niemcy, Tatarzy. A potem Rzym, Moskwa, Wiedeń i Berlin. A wreszcie wielka trójka – Stalin, Roosevelt i Churchill. Ten tysiącletni mecz rozgrywaliśmy, często niemiłosiernie faulując. W polskiej pamięci historycznej Litwa to „polski raj”, a Ukraina to „polskie piekło”. To pole ekspansji, po której pozostał barok katolickich kolegiat, magnackich pałaców, żydowskich synagog, a w literaturze „ukraiński romantyzm”: Goszczyński, Słowacki, Sienkiewicz. Ale także krwawe rzezie w czasie powstania Chmielnickiego 1648 r., koliszczyzny (powstanie kozackie z 1768 r.), aż po Wołyń i Akcję Wisła w latach 1943–47. U nas oblicza się, że w czystkach etnicznych w latach 1943–47 zginęło 100 tys. Polaków i 20 tys. Ukraińców. Taras Szewczenko, narodowy poeta ukraiński, autor „Hajdamaków”, opiewających rżnięcie polskich panów w XVIII w., pisał w 1845 r. z goryczą: „Myśmy Polskę powalili. Ongiś. Za to chwała... Święta prawda. Polska padła. I was pogrzebała”. Dziś trudno powiedzieć, kto wygrał te krwawe zapasy. Wytyczona w wyniku II wojny granica przecięła tereny, na których Lachy i Rusini od setek lat byli ze sobą przemieszani. Do 1991 r. nie była to granica równoprawnych sąsiadów. Polska – od 1918 r. niezależna – została w Jałcie przesunięta na Zachód, ale w europejskim rachunku sił przywiązana do Moskwy. Natomiast Ukraina pozostała prowincją radzieckiego mocarstwa. Za to zyskiwała coraz szersze granice. 17 września 1939 r. została „zjednoczona” – jak do dziś zaświadcza obelisk nad Zbruczem – dzięki najazdowi Stalina i Hitlera na Polskę. A w 1954 r. – w 300 rocznicę ugody perejasławskiej Chmielnickiego z Moskwą – Chruszczow podarował jej Krym. I tak przecież miał zostać w komunistycznej rodzinie. Dziś Ukraina jest dwa razy większa od Polski i ma o kilka milionów więcej mieszkańców. Ale Polska już zajęła solidne miejsce w Europie i jest w dość dobrej kondycji gospodarczej i politycznej, natomiast Ukraina wciąż jeszcze nie odnalazła swego azymutu. Niemniej, przy całej dumie z polskiego wkładu w upadek komunizmu, trzeba pamiętać, że to Ukraińcy – również ci, którzy nie znają ukraińskiego – wypowiadając się w 1991 r. w referendum za suwerennością, o 300 lat cofnęli historię rosyjskiego imperializmu. Polska i Ukraina nie mają wyraźnych granic naturalnych. Te, które są, wytyczano ogniem i mieczem oraz ołówkiem dyplomatów. Jedno z najstarszych ruskich źródeł podaje, że Włodzimierz Wielki w 981 r. przyłączył do Rusi lackie Grody Czerwieńskie, które Chrobry, wracając z Kijowa w 1018 r., znów wcielił do swego państwa. Jednak pod rządami Jarosława Mądrego (1019–54) wojska ruskie docierały na Mazowsze i Litwę. Tatarzy, wpadając w połowie XIII w. na europejskie boisko wywrócili całą słowiańską ligę. Ruś Kijowska dostała się pod kontrolę Złotej Ordy, po czym Kijów – w odróżnieniu od Moskwy – w 1363 r. zdołał się poddać zwierzchnictwu Litwy. Nad pogańskimi Litwinami Rusini mieli wyraźną przewagę cywilizacyjną. Od 400 lat byli ochrzczeni. Mieli pismo i doświadczenie administracyjne. Jeszcze w czasach Jagiellonów buchalteria w Wielkim Księstwie była prowadzona w języku ruskim. Tatarzy spustoszyli także księstwo halicko-wołyńskie, na które w XIV w. łakomie zaczęły patrzyć Litwa, Polska, Węgry, a także Krzyżacy. Gdy wzdychamy, że Lwów od 1349 r. był polskim miastem, to warto pamiętać, że prawa Kazimierza Wielkiego do ziemi halickiej były dość umowne, wynikały bowiem z zawartej w 1338 r. w Wyszehradzie polsko-czesko-węgierskiej umowy o rozbiorze księstwa wołyńsko-halickiego. Ruś Halicką wziął Kazimierz. A Wołyń wzięła Litwa. Co nie zmienia 600-letniego polskiego wkładu w dzieje tego miasta, które było jedną z duchowych stolic wieloetnicznej Rzeczpospolitej. Nowożytna historia polsko-ukraińska zaczęła się w 1569 r., gdy Litwa – na mocy unii lubelskiej – przekazała Polsce swe południowe rubieże: Wołyń, Podole, Kijowszczyznę i Zadnieprze. To wtedy wytyczono dzisiejszą granicę białorusko-ukraińską. Pod względem gospodarczym powstał obszar spójny. Ukraińskie zboże Wisłą płynęło do Gdańska i Niderlandów. A polska drobna szlachta, katoliccy duchowni, żydowscy dzierżawcy, niemieccy drukarze i włoscy architekci falami napływali na Ukrainę. Język polski stał się językiem zachodniej kultury wysokiej, a także politycznej i teologicznej debaty. Na założonej przez Piotra Mohyłę prawosławnej Akademii Kijowskiej polemiczne traktaty pisano po polsku, a poezja Kochanowskiego była wzorem dla nowej słowiańskiej stopy metrycznej. Jednak, mimo całego wkładu w historię Ukrainy, ówczesna klasa polityczna Rzeczpospolitej swego ukraińskiego egzaminu nie zdała. Unia Polski z Litwą była wynegocjowana przez równych partnerów; katolicyzm przenikał stopniowo, a statuty litewskie chroniły miejscową własność ziemską. Natomiast przyłączenie Ukrainy do Polski było odgórne i gwałtowne – i spowodowało cywilizacyjny szok. Ukraina była chłopska. Szlachty było zaledwie 2 proc. (w Polsce 10 proc.) i szybko się polonizowała. Odbierając ziemię chłopom i dzierżawiąc ją polskim i żydowskim zarządcom, magnaci gromadzili ogromne latyfundia i fortuny, podczas gdy prawosławne chłopstwo popadało w nędzę, w pańszczyźnianą niewolę lub uciekało na Dzikie Pola. Napięcia społeczne otrzymały religijny zapłon. Reformatorska część duchowieństwa prawosławnego na Ukrainie chciała unii z Rzymem. Była pod wrażeniem reformacji i kontrreformacji na Zachodzie, zdeprymowana utratą Konstantynopola i moskiewską uzurpacją do miana trzeciego Rzymu. Jednak większość odebrała unię brzeską 1596 r. (uznanie przez część duchownych i wyznawców prawosławia zwierzchności papieża, przyjęcie dogmatów katolickich przy zachowaniu odrębności liturgicznej) jako początek eliminowania prawosławia w Rzeczpospolitej. Powstanie Chmielnickiego w 1648 r. otrzymało trzy wzmacniające się uzasadnienia: walka z niesprawiedliwością, której symbolem był polski szlachcic, z obcym wyzyskiem – Żydami jako dzierżawcami i kupcami, i z antychrystem – jezuitami i katolickimi księżmi. W ukraińskiej mitologii narodowej powstanie Chmielnickiego to pierwsza z całej serii ludowych wojen wyzwoleńczych przeciw polskim zaborcom. W rosyjskiej – to początek jednoczenia Ukrainy z Moskwą jako fundamentu imperium. W polskiej natomiast to sienkiewiczowski bunt czerni, do którego mogłoby nie dojść, gdyby Sejm nadał prawa Kozakom rejestrowym i gdyby Rzeczpospolita Obojga Narodów z woli jej klasy politycznej, a nie pod groźbą kozackich pik, przekształciła się w polsko-litewsko-ukraińskie państwo federacyjne. Taką próbę podjęto w 1658 r. w Hadziaczu. Ale poniewczasie. Po stłumieniu powstania Chmielnickiego i utracie Zadnieprza na rzecz Moskwy. I bez przekonania. Ugoda hadziacka, mimo że ratyfikowana przez Sejm, nie została wprowadzona w życie, a kwestia ukraińska przez cały XVIII w. była dla Moskwy pretekstem do ingerencji, paraliżu i w końcu likwidacji Rzeczpospolitej. Błędu popełnionego w 1569 r. nie udało się naprawić. Nigdy nie powstała stabilna unia polsko-ukraińska, choć parę razy o niej mówiono, a raz nawet – w 1920 r., gdy Piłsudski z Petlurą ruszał na Kijów – spróbowano ją zmontować. Z zawstydzającym skutkiem. Po przegranej w 1918 r. wojnie o Lwów trudno się było po Ukraińcach spodziewać entuzjastycznego poparcia polskich planów. Z kolei porzucenie kwestii ukraińskiej przez stronę polską w rozmowach nad pokojem ryskim w 1921 r. pokazało, że i polscy negocjatorzy pilnowali wyłącznie własnego interesu narodowego. W czasie II Rzeczpospolitej nie udało się poprawić historii. I to obu stronom. W przedwojennej Polsce Ukraińcy stanowili 16 proc. ludności, ale w wiejskich rejonach Wołynia byli przytłaczającą większością. Lwów był co prawda polskim miastem (157 tys. Polaków, 99 tys. Żydów i niecałe 50 tys. Ukraińców). Jednak na 4,7 mln mieszkańców wschodniej Małopolski – jak teraz nazywano dawną zachodnią Galicję – aż 2,8 mln było unitami, 1,3 mln katolikami, a 0,49 mln wyznawcami judaizmu. Polska odmawiała przyznania Ukraińcom autonomii. Celem miała być ich asymilacja. Według endeków – narodowa, poprzez polonizację. Według piłsudczyków i PPS – państwowa, poprzez wytworzenie obywatelskich więzi z państwem polskim. To właśnie rzecznicy dialogu z Ukraińcami stali się celem ataków ukraińskich nacjonalistów. Ukraińskie partie polityczne nie uznawały polskiej państwowości. Radykałowie głosili hasło „Ukraina dla Ukraińców” i „Lachy za San”, odwołując się do średniowiecznych mitów, a – wzorowana na polskim POW z I wojny światowej – tajna organizacja wojskowa OUN nadal prowadziła wojnę z polskimi „zaborcami”. Z rąk ukraińskich terrorystów w tym czasie zginęło 36 Ukraińców, 25 Polaków, 1 Żyd i 1 Rosjanin. Atakowano przede wszystkim zwolenników polsko-ukraińskiej ugody. Odpowiedzią władz polskich na ataki terrorystyczne było niszczenie cerkwi, zamykanie szkół ukraińskich (w 1925 r. było ich 2558, w 1938 r. – 461), nękające i upokarzające pacyfikacje wsi ukraińskich i osadnictwo wojskowe na terenach przygranicznych. Inna rzecz, że były to represje nieporównanie łagodniejsze niż w tym samym czasie w ZSRR, gdzie opór ukraińskich chłopów wobec kolektywizacji władze radzieckie złamały „wielkim głodem”, jego ofiarą padło co najmniej 3 mln ludzi (istnieje bardzo duża rozbieżność w szacowaniu ofiar). II RP nie potrafiła rozwiązać ukraińskiego węzła. Natomiast pozostawiła zapowiedź otwartego zderzenia. „Śmierć, śmierć Lachom – brzmiały słowa hymnu OUN – śmierć, śmierć moskiewsko-żydowskiej przeklętej komunie, prowadzi nas OUN na krwawy bój. Wszyscy jesteśmy synami Ukrainy. Groźni mściciele naszych braci. Czekamy tylko na odpowiedni moment. Czekamy na rozkaz, naprzód na katów!”. Ten rozkaz mógł był nadejść w czasie kampanii wrześniowej. Podczas gdy w armii polskiej walczyło 100 tys. Ukraińców, na ogół dobrze spełniając swój obowiązek, w akcjach dywersyjnych OUN wzięło udział 8 tys. bojowców, popełniając pierwsze masowe morderstwa na ludności polskiej. Po wejściu Armii Czerwonej do Polski władze radzieckie przez palce patrzyły na takie „przejawy gniewu ludu”. Same zresztą w ramach ukrainizacji i sowietyzacji zachodniej Ukrainy aresztowały i deportowały „polskich panów”. Ukraińscy nacjonaliści liczyli, że opierając się na III Rzeszy, stworzą początki państwowości ukraińskiej. Niemcy chętnie się nimi posługiwali, ale po ataku na ZSRR w 1941 r. zachodnią Ukrainę przyłączyli do Generalnego Gubernatorstwa. Po przesileniu pod Stalingradem zimą 1942–43 ukraińskie organizacje bojowe otrzymały od swych przełożonych rozkaz do wojny z Polakami. Zaczęła się rzeziami polskich wsi na Wołyniu i w Galicji w 1943 r., dokonanymi przez jednostki Ukraińskiej Armii Wyzwoleńczej (UPA), a skończyła w 1947 r. Akcją Wisła – wysiedleniem Ukraińców przez Wojsko Polskie do ZSRR lub rozproszeniem ich po ziemiach odzyskanych. Nowa granica i historyczna trauma rozdzieliła dwa narody, które od setek lat były ze sobą przemieszane i przyznawały się często do wielopiętrowej tożsamości. Gdy w XVI w. pytano krakowianina, kim jest, ten odpowiadział: canonicus cracoviensis, natione Polonus, gente Ruthenus, origine Judaeus (krakowskim kanonikiem, polskim szlachcicem, pochodzę z Rusi i mam żydowskich przodków), dawał świadectwo wieloetnicznej i wielokulturowej Rzeczpospolitej. Historyczny polsko-ukraiński spór był – jak pisał Sienkiewicz – sporem pobratymczym. I pewnie dlatego bywał tak okrutny i krwawy. Historyk Grzegorz Motyka ukraińskie czystki etniczne na Wołyniu porównuje ze zbrodniami w Ruandzie i Bośni, uważając, że miały „charakter ludobójstwa”. Trudno jednak zamykać oczy na bliskie pokrewieństwo kultur, mentalności, wzajemnych zapożyczeń i fascynacji. Chmielnicki był prawosławnym polskim szlachcicem. Wielu klasyków wysokiej kultury ukraińskiej – Mychajło Hruszewski, Iwan Franko, przywódcy kościoła unickiego, jak Andrzej Szeptycki – miało polskie korzenie. I tożsamość ukraińską opisywali w odniesieniu do kultury i historii polskiej. To samo dotyczy wielu wybitnych przedstawicieli kultury, nauki i polityki polskiej. Timothy Snyder wspomina w „Rekonstrukcji narodów”, że pod koniec XIX w. w Galicji wielu rdzennych Polaków było ukrainofilami i popierało ukraiński patriotyzm. To w środowisku paryskiej „Kultury” po raz pierwszy sformułowane zostały wektory polsko-ukraińskiej wspólnoty interesów. W interesie Polski jest, by Ukraina była państwem stabilnym, niezależnym – pisał Jerzy Giedroyc – związanym z Zachodem. Od 1989 r. jest to fundament polskiej polityki wschodniej: Kijów, Wilno i Mińsk są dla Warszawy równie ważne jak Moskwa. W 1991 r. Polska jako pierwsza uznała niepodległą Ukrainę. Z kolei zimą 2004 r. ukraińska pomarańczowa rewolucja odwoływała się do wzorów Solidarności, a prezydent RP w imieniu UE, na prośbę Kijowa, pośredniczył w sporze wokół sfałszowanych ukraińskich wyborów. Jak silna jest polsko-ukraińska trauma wojenna, przekonał się nawet Jan Paweł II, gdy – mimo nawoływań do pojednania – długo nie był w stanie załagodzić sporu o zwrot katedry unickiej w Przemyślu. Odbudowa Cmentarza Orląt Lwowskich czy uroczystości w Pawłokomach w 2006 r. z udziałem prezydentów Polski i Ukrainy to ważne gesty. Ale decydująca dla sąsiedztwa polsko-ukraińskiego jest znajomość sąsiada i umiejętność spojrzenia na siebie jego oczami. I Polacy, i Ukraińcy mają lekcję do odrobienia. Dobrym prawem Ukraińców jest pamięć o tych, którzy walczyli o wolność swej ojczyzny, ale moralnym nakazem jest też wstyd z powodu odrażających zbrodni – zgodnie ze słowami unickiego metropolity Szeptyckiego, że zbrodniami nie służy się narodowi. Obowiązkiem Polaków jest pamięć o ofiarach rzezi, czemu – jak kończy swą dokumentację Grzegorz Motyka – powinna jednak towarzyszyć pamięć „o tych złych rzeczach, które były udziałem Polaków”. Ale Ukraina to nie tylko Wołyń, Galicja i Lwów. Jesteśmy sąsiadami w dużo szerszym wymiarze historycznym i geograficznym. I w zupełnie innych realiach. Choć i dziś nietrudno o analogie z przeszłości. W czasie pomarańczowej rewolucji dziesiątki tysięcy Ukraińców stojących pod proporcami swoich ziem pod Pałacem Prezydenckim kojarzyło się z chorągwiami Chmielnickiego. Stali na mrozie całą noc, czekając na wynik negocjacji w sprawie sfałszowanych wyborów. Tym razem byli oburzeni nie na polskich magnatów, lecz na zadnieprzańskich oligarchów. Oba kraje są w tej samej łodzi – tłumaczy Zachodowi wybitna pisarka ukraińska Oksana Zabużko, z tym że „Polska w odróżnieniu od Ukrainy jest normalnym, dobrze funkcjonującym państwem... Może sama za siebie mówić. Natomiast Ukraina, mimo 20 lat niepodległości, nie nauczyła się jeszcze mówić własnym głosem. Wciąż nie stanęła na nogi po stalinowskiej pacyfikacji, której towarzyszyła likwidacja intelektualistów”. „Unia Polski i Wielkiego Księstwa Litewskiego – tłumaczy Zabużko – była pierwszym przykładem zjednoczenia dwóch narodów. A niewłączenie do niej ówczesnej Ukrainy jako pełnoprawnego członka doprowadziło do upadku Polski i potęgi imperium rosyjskiego, na 300 lat całkowicie zmieniając konstelację geopolityczną w regionie. Właśnie dlatego »orientacja proeuropejska« ma wśród Ukraińców niezłomne poparcie, a modele eurazjatyckie – marginalne”. Pisze: „Zanim Francja i Niemcy w latach 50.–70. zabrały się do planowania Unii Europejskiej, polski pisarz Jerzy Giedroyc i ukraiński intelektualista Jurij Szewelow naszkicowali zarysy zjednoczonej i wolnej Europy. Polska już jest jej częścią, Ukraina jeszcze nie. Potrzebuje na to jeszcze jednego pokolenia. W interesie wspólnego europejskiego bezpieczeństwa powinno się mu pozwolić dorosnąć”. Mecz polsko-ukraiński trwa nadal, ale – także jako współgospodarze Euro 2012 – mamy chyba poczucie, że boisko jest wspólne.
Jarosław Lindenberg Ambasador Nadzwyczajny i Pełnomocny Rzeczypospolitej Polskiej w Bośni i Hercegowinie Urodzony w 1956 roku, absolwent studiów magisterskich i doktoranckich Wydziału Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego (magister filozofii -1980, doktor nauk humanistycznych w zakresie filozofii - 1985 r.). W latach 1980-1990 pracownik naukowo-dydaktyczny Filii UW w Białymstoku (asystent, st. asystent) i Wyższej Szkoły Pedagogiki Specjalnej w Warszawie (adiunkt). Od października roku 1990 pracuje w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Od 2002 r. jest ambasadorem tytularnym w służbie zagranicznej. W latach 2012-2018 był zastępcą Dyrektora Protokołu Dyplomatycznego (nadzoruje sprawy przywilejów, immunitetów oraz nieruchomości dyplomatycznych). Był ambasadorem RP na Łotwie - i dodatkowo w Estonii - (1991-1996) oraz w Bułgarii (1998-2003) a także chargé d’affaires w Czarnogórze (2007-2011). Do szczególnych osiągnięć w służbie zagranicznej należy zaliczyć założenie od podstaw trzech placówek dyplomatycznych RP - Ambasady w Rydze (1991), w Tallinie (1991) i w Podgoricy (2007), a jako zastępca Dyrektora Protokołu Dyplomatycznego położył szczególny nacisk na wymaganie przestrzegania polskiego prawa przez obcych dyplomatów. Od końca lat 70. do końca lat 80. ubiegłego wieku związany z opozycją demokratyczną. Z tego powodu był internowany w stanie wojennym. W 2012 r. otrzymał decyzją Prezydenta RP Krzyż Wolności i Solidarności. Ma nadany przez Szefa Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych status osoby represjonowanej z powodów politycznych. W przeszłości sporadycznie zajmował się też działalnością dziennikarską i literacką (jest współautorem powieści „Człowiek z krwi i kości” (1990 r.) oraz scenariusza do filmu Konrada Szołajskiego pt. „Człowiek z…” (1992 r.). Włada językami: angielskim, francuskim, bułgarskim oraz rosyjskim, i serbskim/chorwackim. Odznaczony krzyżem komandorskim orderu „Trzech Gwiazd” (łotewski) i orderem „Stara Planina” I kl. (bułgarski). Żonaty, szczęśliwy ojciec trojga dzieci.
dzieje polaków w bośni